Nauczyciele,  Turcja / Turkey

STAMBUŁ – Ogrom różnorodności Dzień 1. Niedziela / Istanbul – Rich in People and Culture Day 1 Sunday

Pierwsze wrażenia – gigantyczne lotnisko. Widać nowość, rozmach i ogrom galerii, dziesiątki przejść, sklepów, bramek. Spoglądamy na różne proekologiczne rozwiązania- co kilkadziesiąt metrów schludne, sensownie wykonanie stanowiska do segregacji odpadów.  

Wszędzie ludzie różnych narodowości. Mirka zerka na wiadomość od naszych gospodarzy. Odbieramy bagaż i kierujemy się do wyjścia numer 13. Przed bramą morze tablic informacyjnych. Widać „nasze” M44. Szybkie zapoznanie z managerem transportu, chwila oczekiwania, transport na dwa poziomy. Podjeżdża duże „VIPowskie” auto. Cała nasza czwórka zasiada w wielkich skórzanych kanapach wygodnego mercedesa Vito. Kierowca miły, uprzejmy, pomocny. Uprzejmie informuje nas o możliwym długim korku. Za oknem piękna pogoda, 21 stopni. W pobliżu lotniska wielki plac budowy. W tle gigantyczna flaga Turcji. Do hotelu mamy 55 km. Słowa kierowcy po 15 minutach jazdy okazują się prorocze. Co raz stajemy w korku. Kurtuazyjne trąbienie słyszymy z różnych stron. Nagle między pasami widzimy igrającego ze śmiercią sprzedawcę bajgli (potem dowiemy się, że to tutejszy tradycyjny SIMIT). Stoi spokojnie na środku autostrady, między pasami. Jedziemy dalej. 

Co chwilę mijamy ludzi podążających jezdnią, tunelami. Na niektórych odcinkach jezdni prawe pasy służą jako parkingi. Robi się tłoczno. Raz po raz stajemy w korku. Pojawia się okazja do obserwacji miasta. Kontrasty są wszędzie. Ekskluzywne hotele sąsiadują z walącymi się ruderami, ubrane od stóp do głów kobiety przechodzą obok ubranych dość swobodnie turystek, lśniące mercedesy mijają rozpadające się dacie. 

Stajemy w korku na moście Galata. Kierowca wskazuje co ciekawsze obiekty widoczne z mostu – Niebieski Meczet, świątynię Hagia Sophia, Morze Marmara. W części mostu przeznaczonej dla pieszych rząd wędkarzy upchanych jak sardynki w puszce próbuje z mostu łowić ryby. Widać, że nikomu nie przeszkadza napierający zewsząd tłum przechodniów. Dwa zewnętrzne pasy mostu służą za pas parkingowy. Most tętni życiem.  

Zbliżamy się do hotelu znajdującego się na starym mieście Stambułu. Wąskie uliczki wydają się nie do pokonania dla aut. Nasz kierowca żwawo przenika między malowniczymi murami, oryginalnymi hotelikami, restauracjami. Po 75 minutach jazdy jesteśmy w naszym hotelu.  

Załatwiamy formalności w recepcji. Mirka konfrontuje ustalenia z rzeczywistością. Dzielnie targuje się z pracownikiem recepcji. Transakcja udana – kilkanaście euro zaoszczędzone.  

W międzyczasie mamy okazję doświadczyć wszechobecności kotów. Przed naszym hotelikiem w zamkniętej ślepej uliczce nagle pojawia się ich kilka. 

Jest wieczór. Krótkie przepakowanie i postanawiamy wyruszyć na wieczorne zwiedzanie miasta. Po kilku godzinach przemieszczania się przyszedł czas na uzupełnienie kalorii. Krótkie rekomendacje pracownika hotelu i udajemy się na jedną z ulic Stambulskiego „Old City”. Zewsząd ofensywnie próbują nas zaprosić do swoich lokali „naganiacze”. Hitem są oferty kolacji na tarasie. Wybieramy lokal gdzie raczymy się nie tylko baklawą i herbatą, ale nade wszystko kolorytem lokalnych odmian tureckiej kuchni.  

Posileni udajemy się w dalszą wędrówkę. Ruszamy w kierunku kultowej Hagii Sophii. Szybka kontrola bezpieczeństwa przy wejściu do świątyni i mamy okazję wieczorową porą podziwiać majestatyczną budowlę. Wrażenia trudne do opisania. Wiemy, że wrócimy tutaj następnego dnia z przewodnikiem.  

Kierujemy się okrężną trasą w stronę wybrzeża, żeby przywitać się z morzem Marmara. Po drodze mijamy dziesiątki malowniczych cukierni, kawiarni, sklepików z lokalnymi pamiątkami. Co raz Julka i Paulina zatrzymują się by podziwiać lokalny koloryt ceramiki, tekstyliów, słodyczy, przypraw. Próbujemy skrócić drogę przez park. Następnego dnia dowiemy się, że próbowaliśmy nieświadomie i nielegalnie wkroczyć do ogrodów TOPKAPI. 

Dochodzimy do wybrzeża. Krótkie spojrzenie na fale morza Marmara. W tle świecący monumentalny podświetlany pulsującą flagą Turcji wieżowiec Camlica. Stosunkowo blisko przepływa gigantyczny tankowiec. A w oddali morze ludzi ustawionych blisko siebie z dziesiątkami wędek. Powoli wracamy. Nasz przewodnicki telefon rozładowuje się i spontanicznie zdajemy się na intuicję. Na niewiele się ona zdaje kiedy uświadamiamy sobie, że chyba się troszkę zgubiliśmy. Pomaga nam jeden z przechodniów. Spogląda na poglądową mapę offline w jednym z naszych jeszcze nie rozładowanych telefonów. Celna wskazówka. Jesteśmy w hotelu. Kolejny zachwyt nad kolejnym kotem, chwila rozmowy, radość z dostępu do Wi-Fi. Czas na wypoczynek. Jutro przed nami profesjonalne zwiedzanie miasta z przewodnikiem.

Grzegorz Babicki

First impressions – A huge airport! You can clearly see the amazing, modern design with all the galleries, walkways. Shops and gates. Clever design solutions every few paces especially with the ecological solutions and recycling facilities.

Everywhere around you feel a multicultural buzz. Mirka checks the messages from our hosts as we pick up our luggage and head towards gate number 13. By the gate there a multitude of information boards. We can see “our” M44. A quick conversation with our transport manager, a quick break, transport on two levels. A large luxury vehicle  pulls up. The four of us make ourselves comfortable in the roomy leather seats of the Mercedes Vito. The diver is pleasant and helpful. He kindly informs us of the possibility of traffic jams ahead. Outside the weather is beautiful at around 21C. Near the airport there is a big construction site.

People of different nationalities everywhere. Mirka glances at the message from our hosts. We collect our luggage and go to exit number 13. In front of the gate there is a sea of ​​information boards. We can see “our” M44. A quick introduction with the transport manager, a short wait, transport on two levels. A large luxury car pulls up. All four of us sit on the roomy leather sofas of a comfortable Mercedes Vito. The driver is nice, polite and helpful. He kindly informs us of a possible long traffic jam. Beautiful weather outside, 21 degrees. Near the airport there is a large construction site with a giant flag of Turkey billowing in the background. We are 55 km away from the hotel. After 15 minutes of driving we realised the driver’s warning was not in vain. We stop-start in heavy traffic. We hear courtesy honking from different sides. Suddenly, between the lanes we see a bagel seller playing with death (later we find out that this is the local traditional SIMIT). It stands calmly in the middle of the highway, between the lanes. We push on.

Every now and then we pass people driving along the road and through tunnels. On some sections of the road, the right hand lanes are used as parking. It gets crowded. Time and time again we get stuck in traffic. This gives us the opportunity to observe the city. Contrasts are everywhere. Upscale hotels are right next to dilapidated ruins, women covered from head to toe stroll past casually dressed tourists, gleaming Mercedes cars leave old Dacias in the dust.

We stop in traffic on the Galata Bridge. The driver shows the most interesting landmarks visible from the bridge – the Blue Mosque, Hagia Sophia, the Sea of ​​Marmara. In the pedestrian section of the bridge, a row of anglers crammed like canned sardines try to catch fish from the bridge. You can see that no one is disturbed by a crowd of passers-by from all over. The two outer lanes of the bridge are used as a parking. The bridge is teeming with life.

We approach our hotel located in Istanbul’s old town. Its narrow streets seem impassable for cars. Our driver quickly zooms between picturesque walls, unique  hotels and restaurants. After a 75-minute drive, we are at our hotel.

We take care of the formalities at the reception. Mirka confronts the previous arrangements with the current state of affairs. She bravely haggles with the receptionist. The transaction is successful – several euros saved.

In the meantime, we have the opportunity to experience the omnipresence of cats. Suddenly several of them appear in the cul-de-sac in front of our hotel.

It’s evening. We unpack our bags and decide to go on an evening sightseeing tour of the city. After a few hours of travelling, it’s time to grab something to eat. Following recommendations from a hotel employee we go to one of the streets of Istanbul’s “old city”. Passionately people hound us into various establishments with loud voices.  Dinner on the terrace is a particularly popular offer. We choose a place where we enjoy not only baklava and tea, but, above all, the diversity of local varieties of Turkish cuisine.

Well fed, we continue our journey. We set off towards the iconic Hagia Sophia. A quick security check at the entrance to the temple and we have the opportunity to admire the majestic building in the evening. Words fail to describe how stunning it is. We know we will come back here the next day with a guide.

We follow a circular route towards the coast to say hello to the Sea of ​​Marmara. On the way, we pass dozens of picturesque patisseries, cafes, and local souvenir shops. Every now and then Julka and Paulina stop to admire the colour of ceramics, textiles, sweets and spices. We try to find a shortcut through a park. The next day we will find out that we tried to unknowingly and illegally enter the TOPKAPI gardens.

We come to the coast. A brief look at the waves of the Marmara Sea. In the background, the monumental Camlica skyscraper is illuminated by a Turkish flag. A gigantic oil tanker passes relatively close. And in the distance a sea of ​​people standing close to each other with dozens of fishing rods. We start heading back to the hotel. Our phone battery dies  and we are left to rely on our intuition. Unfortunately it fails us as we realise we are a bit lost. One of the passers-by helps us. He takes a look at the offline map on one of our still working phones.Good thinking. We make it back to the hotel. We admire another cat, then a moment’s chat, the joy of Wi-Fi access. Time to rest. A professional guided city tour is ahead of us tomorrow.

Grzegorz Babicki

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *